Maj, piękny zielony – mój ulubiony, nic tylko życie, nic tylko piękno! Dobry wieczór 🙂 My z Kulką nadal na gościnnych występach na południu Polski. Pięknie tu, ciepło, zielono – cudnie! Zwiedzamy plac zabaw w tutejszym parku, spory, fajny bo zabawek dla dzieci w wieku Kulki całkiem niemało. Są najważniejsze na świecie huśtawki, są karuzele, a dokładniej jedna jest, są zjeżdżalnie, piaskownica i stado innych pociągów i tym podobnych 🙂 No ale, czymże byłoby wyjście na plac zabaw bez półgodzinnego przekonywania dziecia o powrocie do domu 🙂 Ha! I tu Was zaskoczę – dziś Kulka bez najmniejszego oporu wyszła z placu zabaw i nawet zasiadła w wózku 🙂 I co dalej? I mała rundka po parku – wszędzie dosłownie wszędzie, na każdym kroku kwitnące kasztanowce. Niesamowite, w naszym „domowym” parku nie ma ich aż tyle. Tutaj zatrzęsienie i mam wrażenie są one nieco dalej w rozwoju, cieplej tu jak zwykle, może dlatego. Kasztany każdy zna, skąd się biorą – spadają z drzewa 🙂 Kasztanowiec zwyczajny, to o nim dziś opowiem 🙂
Zatem – kasztanowiec zwyczajny (Aesculus hippocastanum) – jedno z najpopularniejszych wśród dzieci drzew – kasztanowca zna każdy. Ma on charakterystyczne liście – wyglądają jak wielkarękawica z pięcioma, sześcioma lub siedmioma palcami 😉 W maju kasztanowce kwitną, kwiatostany są długie pionowo ustawione. Płatki kwiatów są białe z czerwoną lub żółtą plamką u nasady. Owoce kasztanowca to kasztany, w jednym „gniazdku” – czyli kolczastej skorupce znaleźć można do trzech kasztanów. Jesienią ów gniazda nasienne spadają z drzew i najczęściej pękają przy zderzeniu z ziemią. W parkach można wówczas napotkać dzieci zbierające kasztany, nawet Kulka zbierała takowe w zeszłym roku 🙂 Ale co ciekawe – nie tylko dzieci kochają kasztany, figurki powstałe z kasztanów, zapałek (wykałaczek) i żołędzi to nie jedyne ich przeznaczenie. Jest to również roślina lecznicza, stosuję się ją w produkcji kosmetyków, z drewna wykonuje się beczki do przechowywania wina jak również meble, a z nasion wytwarza się klej. Użyteczne drzewo i takie piękne zarazem, no ale to już moja subiektywna ocena.
Pamiętam, że jako dziecko zrywaliśmy całe kłujące kulki z drzewa i ścieraliśmy kolce na chodniku. Zostawały nam w rękach gładkie kulki, które super się odbijały – niczym piłeczki kauczukowe 🙂 Muszę spróbować jesienią czy to nadal „działa” 🙂